Rano szybkie zaplanowanie trasy, wstępne, bo jadę "na żywioł". Ostatnie pakunki i montaż kufrów. Wyjazd godz. 12.40 z małym opóźnieniem. Cel - Świnoujście i prom do Ystad. Trasa przebiegała stosunkowo spokojnie, jak na polskie drogi. Koło Szczecina jednak był remont dróg, który o mały włos nie zakończył mojej małej wyprawy już na początku: prędkość niewielka, jakieś 30-40 km/h, jadę za sznurem samochodów i nagle... 30-centymetrowa dziura w jezdni! WTF - myślę "gleba jak nic" i już się żegnam z podróżą - zadziałał odruch - zbyt mocno - klamka przedniego hamulca zblokowała koło na 0,5 sekundy i usłyszałem pisk przedniej (!) opony wraz ze znoszeniem przodu motocykla (razem ze mną ponad 300 kg) - odruch odpuścił klamkę, dziura przejechana i ...żyję, jadę. Adrenalina kazała zatrzymać się kawałek dalej - krótki postój - wszystko ok, zapamiętam tę lekcję.
Lekcja nr 2 na dobry początek (a w sumie były 3:) ) - ZAWSZE patrz na podłoże, na którym masz rozłożyć nóżkę od motocykla np. kiedy parking wygląda jak plaster miodu, w którego komórkach jest piach. Cudem motocykl mnie nie przygniótł, albo cudowne siły mi pomogły.
Świnoujście - komary tną jak oszalałe, miły pan, który tłumaczy się dlaczego pracuje w Norwegii (rodzina, te sprawy) użycza mi miejsca w aucie. Wjazd na prom. Kolejne pół godziny masakry zmutowanych komarów: 30 ugryzień, Fenistil w ruch i płynę do Ystad popijając piwo:) Na promie "głośnawo", pewnie nie zmrużę oka, ale nie mogę się doczekać pierwszych kilometrów w Szwecji do Kalmar i Borgholm. Oczy zmęczone, może jednak spróbuję.
Trasa: Międzychód - Świnoujście - Ystad