11.07
Jedziemy w kierunku Nukus z nadzieją ujrzenia przy drodze stacji benzynowej. Od granicy (z wyjatkiem pana z butelkami) nie bylo ani jednej. W Qonghirat znajdujemy stacje benzynowa. Wlasciwie to dwie, jednak benzyny na nich niet. Na jednej z nich dogadujemy sie z wlascicielem starego auta, ktory spuszcza benzyne ze swojego baku. 15 litrow to niewiele. Pytamy okolicznych mieszkancow, ktorzy wykonuja kilka telefonow i odsylaja nas na glowna droge. Czeka tam na nas juz mezczyzna z benzyna w kanistrach. Dobijamy targu placac dolarami. Majac pelne zbiorniki decydujemy sie na zboczenie z glownej trasy do Moynaq. Bylo tam niegdys Morze Aralskie, a my chcemy zobaczyc wraki statkow na pustyni. Jadac na miejsce nie zdajemy sobie jeszcze sprawy z tragedii jaka dotknela te czesc Uzbekistanu. Slynacy niegdys z rybolostwa region dzis jest opustoszaly. W latach siedemdziesiatych ponad 10 tysiecy ludzi stracilo tu prace. Zanik morza spowodowal zmiane klimatu w tym regionie, mrozniejsze zimy i bardzo upalne lata. Ludzie cierpia teraz z powodu wielu chorob glownie oddechowych spowodowanych slonym kurzem. Tragedia dotknela tez zwierzeta. Sposrod 173 gatunkow zwierzat zyjacych w tym rejonie pozostalo nieco ponad 30. Spotykamy mezczyzne, straznika wrakow, z ktorym zaczynam rozmawiac. Byl niegdys rybakiem na lodzi. Dzis zarabia marne kilka tysiecy somow, ktore nie ma prawa wystarczyc nawet na jedzenie. Straznik opowiada, ze kiedy patrzy na morze to placze i ma nadzieje, ze morze wroci. Dodajemy otuchy mezczyznie zbierajac sie do wyjazdu w ciszy. My wiemy, ze morze nie wroci.
...
Nocujemy tego dnia nad Amu-Darya, rzeka, ktora swego czasu zasilala Morze Aralskie. Ogromna niegdys rzeka jest dzis tylko marnym widmem tego, czym byla tu kiedys. Morze Aralskie znika z mapy swiata z powodu czlowieka. Decydenci z czasow ZSRR wpadli na pomysl rozszerzenia uprawy bawelny w rejonach pustynnych. Uprawa bawelny wzrosla o 20% a spowodowalo to podwojenie zuzycia i tak juz gigantycznych ilosci wody. Wg naszych informacji Turkmenistan i Uzbekistan pochlaniaja dzis wiekszosc wody plynacej z wielkiego Pamiru. Pozostala czesc zasila stawy rybne w Uzbekistanie. To co pozostalo z Morza Aralskiego wkrotce zastapi suchy piach.
12.07
Jedziemy do Khiwy. Swietego miasta muzulmanow. Znajdujemy tani hotelik z „pokojem” w korytarzu, do ktorego wjezdzamy motocyklami (zdjecie wiele wyjasni:) Spotykamy Niemca i dwie Szwajcarki, z ktorymi zamieniamy kilka slow. W koncu mozemy zmyc z naszych cial piaski i kurz pustyni. Po poludniu zwiedzamy miasto. Zaskakuje nas uprzejmosc i serdecznosc tutejszych mieszkancow. Dzieci usmiechaja sie do nas, wolaja „hello” i z zaciekawieniem spogladaja w nasze obiektywy. Budynki zaskakuja zdobieniami. Ulegamy namowom tutejszej sprzedawczyni i o zachodzie slonca wspinamy sie na szczyt minaretu (tak stromych schodow jeszcze nie widzialem) wraz z Jakem (vel Jackiem) i wlasnie zapoznanym Wlochem. Wieczor konczy sie kolacja przy tutejszym lozko-stole w klimatycznym goscincu, gdzie z
Wlochem i nowopoznanym Anglikiem rozmawiamy o podrozach.
13.07
Najgorsza droga jaka kiedykolwiek jechalem – jedziemy do Bukhary. Docieramy do granicy z Turkmenistanem, gdzie zaczepia nas byly szeryf oferujac jednoczesnie nocleg u swojego sasiada. Rozkladamy wiec namioty u sasiada tuz przy granicy, ktora stanowi rzeka Amudarya. Zachod slonca tego dnia jest niesamowity. Wieczor spedzamy u gospodarza, ktory czestuje nas jajecznica, herbata i cukierkami. Tylko dla mezczyzn! Turkmen (w osadzie wspolnie mieszkaja Turkmeni i Uzbecy) dostaje od nas kilka polskich monet. Po kolacji i prezentacji swojego dobytku idziemy w kime.
14.07
Z rana gospodarze czestuja nas ponownie. Jestesmy troche zaklopotani, jednak nie odmawiamy. Docieramy do Bukhary, gdzie oprocz zwiedzania zabytkow wykonujemy motocyklowa sesje zdjeciowa. Bukhara w porownaniu do Khiwy jest duzo wiekszym miastem, gdzie atrakcje turystyczne sa rozrzucone, podczas gdy w Khiwie stare miasto jest bardzo male i klimatyczne. Poznym popoludniem decydujemy sie na wyjazd do Samarkandy. Jazda po ciemku okazuje sie nie najlepszym pomyslem. Oprocz braku oswietlenia, ludzi przechodzacych przez ulice, wybiegajacych psow i dziur w jezdni natrafiamy tez na slome. Sloma sloma, ale snopy slomy na autostradzie moga juz byc grozne dla motocykla jak i jego kierowcy. Cali docieramy do hoteliku w Samarkandzie, gdzie Adam rozpoczyna proces wymiany oleju.
15.07
Po ciezkim dniu wstajemy leniwie. Adam zmienia olej w swoim motocyklu. Okolo poludnia udajemy sie zwiedzac Samarkande. Bierzemy taksowke, ktore sa tutaj tanie. Zwiedzamy kompleks mauzoleum i inne budowle z seledynowo-blekitnymi kopulami. Ten kolor mi sie podoba. Tutejszy policjant oferuje nam wejscie na szczyt minaretu oraz nieprzyzwoite uciechy, jednak nie korzystamy z jego propozycji. Obiad jemy w B&B. Z powodu ogolnego rozleniwienia robimy dzis -20 km. Dojezdzamy do granicy z Tadzykistanem w Panjakent. Niestety zgodnie z niektorymi informacjami przejscie jest zamkniete. Musimy wrocic do Samarkandy i nadrobic ok. 400 km, aby wjechac do Tadzykistanu. Mamy do wyboru krotsza, lepsza i szybsza droge poludniowa, ktora jest nudna lub dluzsza, trudniejsza i wolniejsza droge polnocna prowadzaca przez gory. Nasz dylemat wyboru rozwiazuje moneta rzucona przez lokalnego mieszkanca. Pojedziemy przez Bekebad – droge polnocna. Nocujemy nad rzeka w poblizu rezerwatu przyrody i malej wioski, dla ktorej stanowimy nie lada atrakcje.
16.07
Dzien rozpoczynam od obustronnego wyproznienia i goraczki 38,5. Jestem jednak hardkorem i jede z chlopakami na granice tadzycka do Chanak. Mimo, ze opuscilismy pustynie dwa dni wczesniej, upal leje sie z nieba. Docieramy do przejscia granicznego. Pamietajac rosyjskie przygody wypelniamy slicznie nasze deklaracje celne. Trafiamy jednak na celnika uzbeckiego imieniem dupek, ktory zaprasza nas niby grzecznie do tajemnego pokoiku zamykajac znaczaco drzwi. Juz wiemy o co chodzi. Koles zada, abysmy pokazali wszystkie nasze pieniadze. Wykladamy pieniadze na stol a celnik wyciaga nasze deklaracje. Ja zadeklarowalem troche wiecej niz mam, na co celnik powiada, ze nie wypusci mnie z Uzbekistanu.
Olewam to. Adam zadeklarowal mniej niz ma, na co pan dupek powiada, ze wszystko ponad miare zostaje w Uzbekistanie i ze za „klamstwo” wyjazdu niet. Spieramy sie z gosciem usmiechajac sie szeroko do niego. Zaczyna jednak sie robic nieprzyjemnie kiedy celnik zaczyna przeszukiwac Adama wkladajac mu rece do kieszeni. Na to ja informuje uzbeka, ze chcemy rozmawiac z naczelnikiem. Slowo naczelnik musialo podzialac, bo ostatecznie wychodzimy z pokoju ze swoimi pieniedzmi. Mimo pomniejszych protestow kolegi vel dupka udajemy sie do kontroli paszportow, gdzie dostajemy pieczatke. Czeka nas jeszcze kontrola bagazu – mamy zdjac „wsjo” z motocykla i wrzucic na tasme do skanera. Klade tylko swoja torbe i namiot i ...zostaje puszczony dalej, co tylko utwierdza nas w przekonaniu o pozoranctwie tej calej kontroli. Szczesliwie strona tadzycka jest duzo bardziej przyjemna. Welcome to Tajikistan!