17.07
Jestesmy w Tadzykistanie. Jedziemy na pierwsza przelecz na 3378 m n.p.m. Droga gruntowa z zatopionymi w niej kamieniami. Wysokosc rosnie, motocykle slabna (oczywiscie z wyjatkiem GSa, ktory jest inny:P), a widoki zaczynaja zapierac dech w piersiach. Kilka rozmow ze smiesznymi Chinczykami, ktorzy buduja tu linie energetyczne i smigamy na przelecz nr 2, ktora pokonuje sie przejezdzajac przez slawny tunel Anzab. Jeszcze nie wiemy dlaczego jest slawny. Podjezdzamy pod tunel, ktory okazuje sie byc wcale nie taki trudny. Konczy sie jednak zbyt szybko, to nie Anzab, jedziemy dalej. W koncu pojawia sie przed nami rzeczony tunel. Wyglada jak okno piekiel, z ktorego slychac grozny halas warczacych maszyn i buchajacy dym. Wjezdzamy do tunelu. Okazuje sie, ze w tunelu nie ma swiatla. Nie ma tez wentylacji. 4 kilometry w smogu bez swiatla - czad. Czad zaczyna jednak robic sie trujacy kiedy okazuje sie, ze w tunelu sa dziury glebokosci kilkudziesieciu centrymetrow. Jake jedzie pierwszy, za nim Adam i ja. Z trudem omijamy dziury oraz samochody, ktore jezdza slalomem aby nie uszkodzic podwozia. Jedziemy po ciemku, w smogu, slalomem miedzy ogromnymi dziurami. Cos nagle zaczyna kapac. Po chwili okazuje sie, ze w srodku tunelu jest tez woda, ktora zaczyna przykrywac droge. Woda staje sie coraz glebsza a jazda zaczyna stawac sie koszmarem. Nagle Jake jadacy pierwszy wpada w potworna wyrwe w nawierzchni, tak, ze jego tylne swiatlo zaczyna swiecic w sufit. Nieznanym nikomu cudem unika wywrotki. Po chwili w inna dziure wpada Adam a za chwile ja. Zatrzymujemy sie po srodku wymieniajac miedzy soba slowa f... i w... t.. f... oraz f..... hell. Nie mamy wyjscia musimy przejechac ten tunel. 15 minut jazdy staje sie jednymi z nadluzszych w naszym zyciu. Halas, smog, oslepiajace ciezarowki jadace cala szerokoscia na dlugich i ogromne dziury przykryte gruba warstwa wody. W koncu wyjezdzamy zywi zwazajac na ostrzezenia mototravellerow z Polski o ostrym zakrecie z przepascia przy wyjezdzie. Pol godziny odpoczynku z nagradzajacym krajobrazem. Nocujemy dzis w Dushanbe.
18.07
Service Day. Zmieniam opony na terenowe. Adam zaklada nowy komplet. Jake zmienia tylna opone. Wymieniam tez olej. Jestesmy gotowi na Pamir Highway!
19.07
Wyjezdzamy z Dushanbe w kierunku Pamiru. Podczas proby przejazdu przez plynacy przez droge strumien, natrafiam na kamlot. Kieruje on przednie kolo mojego motocykla w strone skalnego dolu. W efekcie zaliczam pierwsza na wyprawie glebe. Koncze jednak na drodze, co pozwala nam po chwili ruszyc dalej. Pokonujemy trudna przelecz na 3252 m n.p.m. Podczas zjazdu nadchodzi wczesny zachod slonca. Nocujemy wiec blisko serpentyny na 2000 metrow w poblizu wodospadu. Zegarki mamy przestawione juz o kilka godzin do przodu. Nocne niebo w tych gorach nie jest zaklocane przez zadne swiatla. Widze Droge Mleczna oraz niezliczona ilosc gwiazd, ktorych w Polsce pewnie nigdzie bym nie dostrzegl.
20.07
Budzi nas odglos ciezarowki, ktora probuje staranowac nasze namioty. Okazuje sie, ze fragment terenu na ktorym postawilismy namioty jest droga w tadzyckim rozumieniu (czyli fragmentem ziemi, po ktorej mozna sie przejsc nie lamiac nog). Budzi mnie Jake slowami "Daniel, there's a military guy!", ktory wlasnie zobaczyl mezczyzne w moro. Jako, ze zbudzilem sie minute wczesniej moj mozg potrafil odroznic zolnieza od zwyklego czlowieka ubraniu w ciapki. Koles zbiera jakies krzaki, zwiazuje w chochol i mowi, ze musimy przestawic namioty bo to jedyna droga w dol wodospadu. Skladamy sie w miare szybko co nawet wychodzi nam na plus. Ciezarowka znika gdzies w krzakach.
Zmierzajac do Khorog dojezdzamy do Darwaz, miasta graniczacego z Afganistanem. Od Afganistanu oddziela nas tylko rzeka wzdluz ktorej jedziemy. Widzimy afganskie domy w wioskach i miasteczkach oraz strome sciezki prowadzone na jeszcze bardziej stromych zboczach. Zatrzymujemy sie w miejscu, gdzie rzeka jest wezsza. Po drugiej stronie widac afganczykow, ktorzy nam machaja. Szczesliwie nie dostajemy od nich ani jednej kulki i ruszamy dalej.
Droga do Khorog jest fantastyczna. I niebezpieczna. Miejscami waska na szerokosc jednego auta, a poruszaja sie po niej nawet ciezarowki. Droga serpentynami wiedzie w gore i w dol. W lewo i w prawo. Z jednej strony prawie zawsze mamy zobocze gory a z drugiej wysoka przepasc u podnoza ktorej plynie rzeka. Lawirujemy miedzy dziurami, fragmentami asfaltu, piachem i kamieniami podziwiajac niespotykane widoki. W nielicznych wioskach dzieci nam machaja, wsrod doroslych wzudzamy duze zainteresowanie. Po trudnej drodze dojezdzamy do Khorog, ktory okazuje sie byc bardzo przyzwoitym skrawkiem cywilizacji. Nocujemy u rodziny za pare dolarow, w typowym pamirskim domu z typowym pamirskim dachem :)
21.07
Z racji slabnacego z wysokoscia motocykla czyszcze filtr powietrza. Jake udaje sie poludniowa droga do Murghab. Ja z Adamem jedziemy M41. Dojezdzamy do Jilandi, miejscowosci slynacej z leczniczych goracych zrodel. Zjedzona przez nas dzien wczesniej przepyszna sharma (po naszemu tortilla) okazuje sie byc zlem dla Adama, ktory slabnie z kazda chwila z powodu zmiany flory bakteryjnej.
22.07
Zostajemy w Jilandi ze wzgledu na chorobe Adama. Ja korzystam z lokalnych dobrodziejstw w postaci przegoracej kapieli w naturalnym zrodle. Woda zalatuje siarkowodorem (czyt. zgnilymi jajami), ale ponoc robi dobrze, chociaz nie wiemy na co.
23.07
Jedziemy do Murghab. W Sasiqkol nie ma benzyny, a do Murghab jeszcze kawal drogi. Jemy wiec bardzo dobra smazona rybe z lokalnego jeziora u wlascicielki jurty. Przed przelecza na ponad 4100 na stromym podjezdzie Honda staje razem ze mna. Wykrecam swiece, ktore okazuja sie byc czarne jak wegiel. Diagnoza jest jasna - zbyt bogata mieszanka. Czyszcze swiece, reguluje pare srubek i stosuje dopalacz do paliwa (ktore miewa tu 80 okatnow, w porywach do 92). Na niewiele sie to zdaje, troche pomagam Trampkowi i jade dalej. Pokonujemy przelecz na 4100. W dalszej drodze zaczyna brakowac mi paliwa. Przy ostatnich kroplach dojezdzam do domu w srodku niczego, gdzie stosuje metode "na liosc" i pan sprzedaje mi kilka litrow benzyny. Daje tez pare kulek sera z jaka. Docieramy do Murghab, gdzie spedzamy noc.
24.07
Zaczynamy prawdopodobnie najtrudniejszy odcinek trasy. Z rana spotykamy Jake'a, ktory pojedzie z nami. Z kazdym metrem w zwyz Trampek zaczyna miec coraz wieksze problemy z predkoscia i moca silnika. Regulacja mieszanki nie pomaga. Po dluzszych dywagacjach z Jakiem stwierdzamy, ze oryginalne dysze w Transalpie nie nadaja sie do takiej wysokosci. Niestety nie mam ze soba mniejszych dysz, co uniemozliwa mi rozwiazanie przyczyny problemu. Kwestia zbyt bogatej mieszanki nie dotyczy GS, ktory ma wtrysk paliwa. Kawasaki Jake'a mimo gaznikow jest mniej podatne bo Jake zmienil glowna dysze w swoim gazniku na mniejsza. Trudno - Adam bierze na GSa moja torbe i namiot, a ja po razkolejny czyszcze swiece i jade dalej majac nadzieje, ze Honda da rade. Po prawej stronie mijamy strefe granicy chinskiej. Gorskie widoki zadziwiaja. Dojedzamy pod tablice na 4400, choc zalewana stale Honda z trudem. Ostatnie 200 metrow wzwyz w postaci rowni pochylej (tyle, ze w gore) pokonuje w nowym stylu jazdy na motocyklu - to kierowca pcha motocykl, a nie na odwrot. Pcham 250 kg motocykl z bagazem stosujac miejscami nastepujace metody: na hulajnoge, na jokera, na ujezdzanie byka. Wysilek fizyczny bez przygotowania na 4600 jest kiepskim pomyslem, jednak mecze sie mniej niz myslalem i ostatecznie osiagam przelecz razem z Jake'm. Adam po sesji zdjeciowej przy tablicy dojezdza po paru chwilach. Jestesmy na 4655 metrow. Widok powala, wspinam sie wiec na tutejsze wzgorza i robie zdjecia. Aq-Baytal zdobyty!
Zjezdzamy na 3900 nad jezioro Karakol a potem znowu w gore na 4200. Planujemy dzis przekroczyc granice z Kirgistanem. W pewnym momencie natrafiamy jednak nad gorska rzeke, ktora akurat miala ochote poplynac przez droge. W miejscu, gdzie biegnie droga jest nie do przebycia dla motocykli. Wielokolowa ciezarowka z ledwoscia przekracza wartki potok. Schodzimy w dol wzdluz rzeki aby wytyczyc przeprawe, bo to jedyna droga. Ruszam pierwszy, jade po kamieniach a woda wlewa mi sie do butow mimo, ze sa wysokie pod kolana. Sukces. Drugi rusza Adam, ktory wywraca sie na srodku rzeki. GSa zalewa woda. Podbiegamy i z trudem podnosimy 300 kg. Adam przybiera uparcie styl na hardkora;) W przypadku BMW okazuje sie on jednak nie byc skuteczny, bo konczy sie polamanymi halogenami i uszkodzeniami handbarow. Jake lzejszym Kawasaki przejezdza bez uszkodzen.
Nadchodzi zmrok, nocujemy wiec na 4000 m n.p.m. Wiemy, ze bedzie dzis zimno. Jutro Kirgistan!