Geoblog.pl    ai    Podróże    Droga jest celem - stany niezjednoczone    W drodze do Tuvy
Zwiń mapę
2011
08
sie

W drodze do Tuvy

 
Rosja
Rosja, Kosh Agash
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7159 km
 
8.08
Planujemy dotrzec z Altaju do Tuvy. Wykorzystanie lokalnych drog ma nam zaoszczedzic kilka tysiecy kilometrow (w porownaniu do kilkuset) i pozwolic na poznanie Tuvy od srodka. W Aktash probujemy szczescia w urzedzie wydajacym pozwolenia na poruszanie sie w strefie przygranicznej z Mongolia. Nie udaje sie tego jednak zalatwic, bo, jak sie okazuje, wnioski trzeba skladac na dwa miesiace przed planowana podroza. Nie mamy wiec permitu, ale nie rezygnujemy z naszych planow - to proste - trzeba tylko omijac punkty kontrolne. Zakladamy, ze dotrzemy z Aktash do Kyzylu w 2-3 dni. Do Mugur-Aksy, gdzie jest stacja benzynowa zakladamy przebyc odcinek ok. 150 km. Wiemy jednak, ze moze nie byc latwo, w lokalnym sklepie robimy wiec zapasy jedzenia a w Kosh-Agash tankujemy motocykle do pelna. Tam, tuz za brama miasta, odbijamy na wschod. Omijamy tym samym posterunek strazy przygranicznej. Droga jest ciekawa, szutrowo-trawiasta. W okol przedtuvianskie wzniesienia, ktore otaczaja polany. A na polanach my i nasze motocykle. Trafiamy na pierwsze rzeki, ktore trzeba pokonac ...bez mostu. Trafiamy tez na znak, ktory zakazuje jazdy samochodom i drugi z przekreslona siekiera (oglaszam konkurs na znaczenie tego znaku:P). Jedziemy dalej i natrafiamy na bardzo stromy zjazd, u podnoza ktorego jest rzeka. Na drugiej stronie jurta i ciezarowka. Rzeka jest gleboka. Obecnosc ciezarowki sugeruje jednak, ze da sie ja przejechac. Z trudem, ale udaje sie pokonac rzeke. Po kilku godzinach jazdy przestajemy juz liczyc rzeczne brody. Kampujemy przy kolejnej rzece, gdzie odwiedza nas mlody pasterz na koniu. Nyny.

9.08
Droga staje sie coraz trudniejsza. Trafiamy na bardzo dlugi brod, ktorego podstawe stanowia duze kamienie. Strach po tym jechac, ale dajemy rade. Zaliczajac raz po raz to mniejsze (bez strat) to wieksze (z uszkodzeniami) gleby. Adam uderza w ogromny kamien i uszkadza swoja ochrone silnika. Jedziemy dalej na najwyzsza przelecz na drodze do Tuvy - Buguzin Pass - bedaca jednoczesnie jej granica z Altajem. Droga sklada sie z kamieni, rzek, kamulcow, skal i blota, ale w koncu udaje sie dotrzec na szczyt przeleczy! Spotykamy tam Amerykanina, o glosie jak Popeye, ktory podrozuje z Tokyo do Rzymu. Troche smieszny Amerykanin straszy nas upadkami i blotem, ktore ma byc rzekomo wszedzie. Dostajemy od niego mape Tuvy, ktora bardzo jest nam potrzebna. Magiczna liczba dnia to 9. Slownie dziewiec. Gleb. Adam: 4, Jake: 3, ja: 2. Nocujemy nad pierwszym jeziorem, ktore okazuje sie byc malym (na drodze do Mugur-Aksy sa dwa; male i duze). Jest zimno, a nie ma drewna, rozpalamy wiec ognisko stosujac wyschniete chwasty i ...krowie lajno, ktore pali sie calkiem dobrze:) Grzejemy sie przy pseudoognisku i idziemy spac.

10.08
Planowalismy dzis dotrzec do Kyzylu, widzac jednak realia planujemy dotrzec dzis do Mugur-Aksy. ... Jakie to naiwne! Glowna droga (w sensie glowna polna) biegnie w innym kierunku niz nasz cel. Jake odnajduje w swoim GPS waypoint na most, ktory trzeba pokonac. Most to tylko z nazwy. Sklada sie z drewnianych belek, miedzy ktore mozna wlozyc noge. I np. ja zlamac. Udaje sie przeprawic na druga strone, jedziemy dalej. Docieramy do duzego jeziora. Hurra! Jednak w momencie, w ktorym droga zbiega sie z jeziorem... droga sie konczy. Zaczyna sie pieklo. Pieklo polega na obecnosci bagna. Zwanego tez jest blotem. Drogi niet. Waypoint w GPS Jake'a mowi o 10 km blota. Widzimy jednak droge po drugiej stronie zatoki duzego jeziora. Jestesmy w 2/3 drogi z Kosh-Agash do Mugur-Aksy. Mamy wiec dwie opcje: zrezygnowac z Tuvy i wracac przez "mostek", przelecz, niezliczone rzeki i kamulce lub ...jechac dalej. Nie ma rady - trzeba pokonac to blocko. Jake jedzie pierwszy, przejezdza kilka metrow i jego motocykl wpada w bagno tak, ze nie widac tylnego kola, ani rejestracji. Probuje rozhustac motocykl jednak nie przynosi to skutku. Wlasciwie to przynosi, ale odwrotny - motocykl jest coraz glebiej. Podbiegamy z Adamem i probujemy go wypchnac z blotnego rowu. Nie da rady. Podkladamy kawal drewna pod kola. To na nic. Zebatki, lancuch i cale kolo zatopione sa w blocie. We trzech nie dajemy rady wyciagnac jego motocykla. Tedy nikt nie jezdzi! Jake wpada na pomysl tricku, o ktoryms kiedys slyszal. Trick polega na polozeniu maszyny na boku. Kladziemy motocykl, Jake czysci kolo rozpryskujac bloto na kilkanascie metrow. W row wrzucamy kawal drewna i ostatecznie wypychamy maszyne. Pokonalismy 1% blota. Zostalo 99%. Obmyslamy kazdy metr, kiedy Jake jest w polowie odcinka do drogi po drugiej stronie ruszam i ja i Adam. Wlasciwie to sie toczymy, slizgamy i palimy sprzegla. Poruszamy sie po kilka, kilkanascie metrow z wysepki na wysepke, rozpryskujac bloto i jednoczesnie dostajac nim w twarz podczas przepychania motocykli. To bardzo dlugie popoludnie zlane potem. Na koncu czeka na nas kawalek zwirowej plazy, zalanej woda. W koncu udaje sie pokonac dwukilometrowy odcinek bagna! Jestesmy szczesliwi i zadowoleni z siebie. Widzimy droge! Biegnie pod gore:) Kiedy wjezdzamy na wzniesienie razi nas prad. Droga, ktora miala stac sie naszym wybawieniem ...znika. Rozwidla sie na niezliczone, glebokie slady aut, ktore tu kiedys utknely i szukaly wyjscia z potrzasku. Przed nami kolejne zbocze nad duzym jeziorem porosniete krzakami, miedzy ktorymi sa rowy wypelnione blotem. W krzakach i miedzy krzakami, a takze w blocie, sa ...skaly, ktore trudno dostrzec. Udaje nam sie przejechac zaledwie kilkanascie metrow. Slonce zachodzi nad tym pieknym jeziorem. Wraz z nim odchodza ostatnie fale ciepla. Temperatura tuz po zachodzie slonca wynosi 5 stopni Celsujsza. Robi sie naprawde zimno. Buty mamy przemoczone od rana. Konczy sie nam jedzenie. Jake'owi wlasciwie juz sie skonczylo. Jest zle. Gotujemy w pospiechu ostatnie porcje camp-fooda. Po calym ciezkim dniu jemy papke wiedzac, ze drogi nie ma, a na powrot moze nie starczyc paliwa. Kiedy przez kilka godzin pokonalismy odcinek dwoch kilometrow bedziemy zasypiac dzis z mysla, ze jestesmy w bagnie. Doslownie i w przenosni.

11.08
Skarpetki, ktore wywiesilem wieczorem na motocyklu, aby mogly wyschnac do rana - zamarzly. Sa tak sztywne, ze az zabawne. Zamarzla tez woda, ktora woze w buklaku. Byla to najgrosza noc wyprawy. Po pozywnym sniadaniu w postaci ostatniej porcji dzemu, kawalka chleba i kawalka salami pelni energii:> przystepujemy do myslenia co poczac. Wstalismy o 6, aby wykorzystac jak najwiecej swiatla slonecznego. Nocny mroz, ktory caly czas sie utrzymuje jest dzis naszym sprzymierzencem! Bloto w mrozie zamarza, a po zamarznietym blocie mozna jezdzic. Z gory wciaz jednak plyna niezliczone male strumyki, ktore kryja sie w rowach miedzy krzakami i kamieniami. Zbocze jest szerokosci okolo kilometra a drogi na druga strone nie widac. W oddali jest natomiast jakas droge na przelecz. Decydujemy kierowac sie w jej strone. Znajdujemy jakies slady biegnace na gore zbocza. Wlasciwie to nie slady, tylko slad jednego samochodu. Wjezdzamy na gore, jednak slad znika. Probujemy wiec jechac w druga strone. Udaje sie przejechac kolejne kilkadziesiat metrow! Walka trwa. Po kilku godzinach docieramy do drogi na przelecz, ktora widzielismy wczesniej w oddali. Nie ma jej na mapie Tuvy i biegnie w innym kierunku, jednak jest na tyle dobra, ze wybieramy wlasnie ja. Mapa Tuvy sie nie sprawdza. Pokonujemy przelecz, z ktorej widac najpiekniejsze jezioro swiata, z najgorsza droga swiata. Widok tego jeziora jest dla nas nagroda. Zjezdzamy z przeleczy w dol po kamieniach, na ktorych sie wywalam i ...widzimy jurty! Mamy nadzieje, na koniec bagna. Mija nas jakis lokal na ichnim motocyklu. To juz pewne - da sie dojechac do jurt. Jestesmy uratowani!:)

Pokonujemy kolejna rzeke i jedziemy do szalasu z nadzieja na laske tuvianczykow. Dojezdzamy do jurty i niesmialo wchodzimy do srodka. Mieszka tu rodzina w postaci kobiety i jej meza zapewne i trojka dzieci. Wszyscy skosnoocy. Zapraszaja nas do wspolnego posilku. Czestuja nas cieplym mlekiem i chlebem oraz miska masla. Ojciec siorbie niemilosiernie. Dostajemy tez kawalek sera. Wyglada na to, ze jedzenie opiera sie tu glownie na krowim mleku i mace, ktora zapewne jest kupowana. Spozywamy upragniony posilek i odwdzieczamy sie prezentami. Adam zostawia swoj scyzoryk dla ojca rodziny, a ja zostawiam metalowy gwizdek dla dzieciakow. Marzymy o hotelu w Mugur-Aksy, jednak kiedy dojezdzamy do tego pierwszego fragmentu cywilizacji miasto okazuje sie tak dziwaczne, ze chcemy czym predzej stad wyjechac. Ludzie zachowuja sie bardzo dziwnie, jeden koles caly czas chodzi za nami, nawet kiedy idziemy do sklepu. Sa tez natretni pijacy. Samochody jezdza, jakby chcialy nas rozjechac a kierowcy chcieli pokazac swoja wyzszosc. Z pewnoscia nie chcemy tu zostawac. Wyjezdzamy z miasta. Przejezdzamy pare kilometrow, pokonujemy kolejna przelecz juz droga gruntowa z ktorej widac ...Mongolie! Widok gor i mongolskiego jeziora to kolejna nagroda za nasz trud. Chcemy zakampowac poza miastem w dogodnym miejscu, lecz ...trafiamy na posterunek strazy przygranicznej. Zlo! Celnicy okazuja sie byc w porzadku, chca nas puscic, jednak glos z krotkofalowki po pol godzinie naszego oczekiwania oznajmia, ze mamy udac sie do pobliskiego budynku. Nie mamy przeciez permitow na poruszanie sie w strefie przygranicznej! Major Kirszyn sadza nas na krzeslach na posterunku i ma nietega mine. Wyglada na bardzo skrupulatnego czlowieka, ktory chce jak najlepiej wypelniac swoje obowiazki, tudziez zablysnac aby wyrwac sie z tej dziury. Dzwoni do kogos jeszcze wyzszego ranga, prawdopodobnie do Putina i slyszymy zlowrogie slowo "abratna" (zawrocic!!!). Jestesmy strasznie zmeczeni. Zasypiamy na krzeslach a w dodatku major straszy nas, ze bedziemy musieli zawrocic piekielna droga ...do Altaju! Wizja powtorki z ostatniej przeprawy wisi nad naszymi glowami. Major prosi o polska monete. Dostaje tez cwierc centa od Jake'a. Dwie monety ratuja nam zycie. Po kilku telefonach major otrzymuje od Putina decyzje nalozenia mandatu i ...mozliwosc puszczenia nas dalej:) Trzy mandaty sa wypisywane recznie. Samo wypisywanie mandatow trwa ponad godzine, ale wychodzimy z posterunku z przyzwoleniem na dalsza jazde w kierunku Ak-Dovurak. Czym predzej przekraczamy bramke i rozbijamy sie po ciemku w poblizu rzeki, tuz przy granicy z Mongolia. Swietne miejsce na kemping, bo jest tu cieplo, miekko i jest drewno. Jestesmy wybawieni juz na pewno. Pieczemy w ognisku kielbaski zakupione w dziwacznym miescie, ktore smakuja dzis wybornie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2011-08-19 10:42
Podziwiam...lecz uważajcie ...nie za wszelką cenę zdobywać świat !
 
ai
ai - 2011-08-20 10:06
Zawsze mozna zostawic motocykle np. w bagnie i sie przejsc ...30 km:) Droga byla na dwoch mapach! Jak sie potem dowiedzielismy ten fragment jest przejezdny, ale tylko w zimie:) Pozdrawiam z Irkucka.
 
mirka66
mirka66 - 2011-08-26 19:28
Ale Wam zazdroszcze.Fajna trasa.Moze kiedys rusze w te strony.Pozdrawiam.
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 78 wpisów78 47 komentarzy47 538 zdjęć538 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
28.12.2014 - 18.01.2015
 
 
17.09.2012 - 09.01.2013