19.09.2012
Po polnocy czasu polskiego w samolocie gasza swiatlo. Jednak ciezko mi zasnac w fotelu. O 4.30 dzieje sie cos zlego. Minelismy Altaj w Rosji i jestesmy gdzies nad Mongolia. Wybudza mnie ze snu uczucie naglego spadania. Natychmiast do zalogi odzywa sie pilot i migaja swiatla od zapiecia pasow. Na pokladzie jest poruszenie. Ponad stutonowa maszyna zaczyna byc pomiatana w powietrzu. Pasy juz zapialem. Stewardessy lataja na lewo i prawo. Mija 15 minut, ktorych nie bylo w planie lotu. W koncu wszystko wraca do normy. Pilot chyba tez zostal zaskoczony.
O 15 samolot laduje w Hong Kongu (w Polsce jest 9 rano). Ogarniam sie i z lotniska jade do centrum, gdzie mam wykupiony nocleg. Podziemnymi tunelami docieram do stacji Tsim Sha Tsui. Ze spokojnego chlodnego lotniska wychodze na ulice Hong Kongu. Jest parno a temperatura dochodzi do 30 stopni Celsjusza. Miejsce, do ktorego dotarlem jest centrum hotelowo-hostelowym - od razu zaczepiaja mnie lokalsi probujac namowic na wlasny nocleg. Odnajduje swoj hotel i po chwili jestem w "dwuosobowym" pokoju z lazienka, gdzie ledwo mieszcze sie w lozku. Ale tak jest tu wszedzie. Duze zageszczenie ludzi wymusza takie rozwiazania.
Z plecakiem wyruszam na miasto. Odwiedzam poludniowa wyspe Hong Kong gdzie podziwiam budynki miedzynarodowego centrum finansowego. Zadziwiajace jak wiele wiezowcow i jak wielu ludzi moze zmiescic sie na tak malej przestrzeni. Jeszcze lepiej widac to z tarasu widokowego pod Wzgorzem Wiktorii (zwanego tutaj The Peak). Dojezdza sie do niego starym tramwajem, ktory jest tak naprawde kolejka gorska na szynach. W najbardziej stromych miejscach jadac tym tramwajem zastanwiasz sie czy juz lezysz czy to budynki sie klada. Widok ze wzgorza jest powalajacy.