22.09.2012
Odwiedzam ponownie deptak przy Circular Quay. Na chodniku, w dosc nowoczesnym stylu, muzyke uprawiaja Aborygeni (zwa sie Spirit of the Land). Uzywaja do tego tradycyjnego instrumentu - didgeridoo - oraz ...miksera z podkladem muzycznym. Musze jednak przyznac, ze ta muzyka przyciaga i naprawde wpada w ucho.
Korzystajac z pieknej pogody promem docieram do jednej z tutejszych plaz - Manly. Polozona jest na polnocny-wschod od Sydney. Jest to miejsce typowo "nadmorskie", a wlasciwie "nadoceaniczne", jednak w znacznej mierze odwiedzane przez mieszkancow Sydney. Z deptaku wchodze wprost na plaze i widze to, co widzi sie tylko w nielicznych rejonach swiata. Turkusowo-seledynowa woda przechodzaca w ciemno-niebieska i fale, biale duze fale! Fale, ktore czynia to miejsca tak wspanialym. Lokalsi z deskami surfingowymi probujacy swoich sil - mimo, ze woda tu jeszcze chlodna, bo dopiero zaczyna sie wiosna. Jednak ta chlodna woda teraz ma juz temperature naszego Baltyku latem. Slonce swieci, niektorzy korzystaja juz z jego promieni. Inni siedza na murkach i lawkach wcinajac tutejsze frytki, kebaby i inne smakolyki. Jesli ktos bedzie w Sydney, polecam odwiedzic to miejsce. Polgodzinna podroz promem to tez nie lada atrakcja - widzi sie opere i most portowy na tle miasta w calej swojej okazalosci. Na pewno bede tu jeszcze nieraz.
Ten wieczor spedzam w niemieckim klubie, gdzie przy licznych kuflach piwa, wspolnie z goscmi Bena obchodzimy jego urodziny.