Offroad autobusem? Czemu nie! Brzmi komicznie, ale tego mozecie doswiadczyc na Fraser Island. I prawde mowiac to chyba najlepsza opcja, aby w wiekszej grupie zobaczyc te najwieksza na swiecie piaskowa wyspe. Wpisana na swiatowa liste dziedzictwa sklada sie w 98% z piasku i w 2% ze skal (zwanych coffee tu rocks). Wynajem auta 4WD jest rowniez mozliwy, i nawet to rozwazalem, ale po dzisiejszej przeprawie radze w tym przypadku zaopatrzyc sie w spore umiejetnosci offroadowe, cierpliwosc i sporo wody. Czas i budzet jednak nie ten, wiec zdecydowalem sie na zorganizowany tour.
Wstaje rano o 6.30, aby zdazyc na autobus (!) na Fraser Island z Rainbow Beach. Autobus okazuje sie byc ciezarowka z silnikiem o mocy prawie 300KM, napedem na cztery kola i paka mieszczaca ludzi jak w autobusie. Szczerze mowiac czegos takiego jeszcze nie widzialem. Ale do rzeczy. Wyruszamy o 7 rano zgarniajac pasazerow po drodze. Nasz Ozzie przewodnik Cameron wydaje sie troche spieszyc zaraz ma sie okazac dlaczego. Wjezdzamy na prom na wyspe, ktory rusza zanim zdazylismy wysiasc z ciezarowki. Po 15 minutach jestesmy na wyspie. Bez napedu na cztery kola i wysokiego przeswitu w aucie mozesz zapomniec o zwiedzaniu wyspy na wlasna reke. Cala wyspa sklada sie z piachu. Jedziemy plaza, ktora ma szerokosc kilku metrow. Po lewej stronie wydmy, po prawej stronie ocean. Szczerze mowiac spodziewalem sie, ze plaza bedzie szersza, skoro to glowna droga na wyspie. Fale wydaja sie wplywac na plaze, a nasz przedownik bardzo sie spieszy. W pewnym momencie podczas redukcji nie wskoczyl bieg i stajemy ta duza i ciezka ciezarowka na mokrym piachu, z kolami zbyt podkopanymi aby ruszyc. Cameron wyskakuje z auta i zaczyna spuszczac powietrze z kol, prosi tez nas o pomoc. Bo czasu malo. Jest godzina 8. A 10 ma byc przyplyw, ktory wlasciwie juz trwa. Okazuje sie, ze wczoraj woda byla tak wysoka, ze plaza byla nieprzejezdna ze wzgledu na bardzo wysoka wode i tour rozpoczal sie z dwugodzinnym opoznieniem, ale od strony Harvey Bay. No risk no fun. Czympredzej opuszczamy autobus a Cameron daje pokaz swoich umiejetnosci ciezarowkowo-offroadowych. Upuszczone powietrze + hustawka to recepta sukces. Po paru minutach jestesmy w dalszej drodze. Wkrotce udaje sie tez dotrzec do drogi prowadzacej do Lake McKenzie.
Pare slow jeszcze o drodze. Droga to piach. I to taki, po ktorym ciezko chodzic. Podczas eskapady jestem zadziwiony mozliwosciami sprzetu jakim sie poruszamy. Jeepy, Land Cruisery i inne 4WD auta moga tylko pozazdroscic. Ta ciezarowka mimo rozmiarow, a moze wlasnie dzieki temu, bije je na glowe. Duze kola + duzy rozstaw osi to jest to czego potrzeba w tym terenie. Podczas trasy spotykamy pare aut, ktore potrzebuja pomocy lub utknely blokujac waskie wyspowe drogi.
W kazdym razie Fraser Island to cudo samo w sobie. Posrodku wyspy jest slodkowodne jezioro, bez doplywow, ktore zasilane jest tylko opadami deszczu. Woda baaardzo czysta. A piasek, krzemionka to ponoc darmowy peeling. Zaliczamy oczywiscie kapiel w jeziorze. Robimy mala przechadzke po lesie deszczowym. Spotykamy psy Dingo. Doswiadczamy kapieli w Eli Creek (zrodle wody pitnej wplywajacego do morza) i podziwiamy Pinnacles, czyli kolorowe piaskowe wydmy. Wracamy poznym popoludniem juz podczas odplywu, kiedy plaza staje sie szeroka na kilkadziesiat metrow i przeradza sie w piaskowa autostrade, po ktorej auta 4WD gnaja z naprawde spora predkoscia. Jednodniowy tour mimo oficialnej ceny $175 jest jej wart (mozna na szczescie utargowac spora znizke). Jesli ktos dysponuje wiekszym budzetem moze wykupic tour dwu- lub trzydniowy lub pomyslec o wynajmie auta majac na wzgldzie powyzsze. Dla chetnych jest tez mozliwosc zobaczenia wyspy z lotu ptaka, za jedyne $75 (:o za 15 minut lol, jednak start i ladowanie na plazy to nie lada gratka).